niedziela, 8 listopada 2015

Moje czasy były leszpe!!! ( ?? naprawdę??)

Sobota. Jak ja lubię soboty. Taki czas, kiedy można spowolnić tempo, pomyśleć, zadumać. Wolny dzień, wydalanie dzieci do Polskiej Szkoły, potem obiadek, sobotnie porządku i czas dla rodziny.

Czy też powielacie dawne zwyczaje dokładnego sprzątania w sobotę? Czy sprzątacie rodzinie czy sami? U mnie to naprawdę zależy wszystko od tego, w jakim humorze wstaną dzieci. Bo jeśli mag ha zamiar mnie szeregu n nawiązać, to wole w samotności chwycić za szmatę.

Ok, ok, nie o tym mowa. Czy Wam też się wydaje, że żyliśmy w lepszych czasach?? Mi strasznie jest szkoda moich dzieci, kiedy patrzę, jakie dzieciństwo serwuje im życie, nadopiekuńczość i dzisiejszy system.

KSIĄŻKI 📚
Kto z nas nie pamięta serii "Poczytaj mi mamo"? Chyba nie ma takiej osoby wychowanej w latach 80' czy też 90'. Najważniejsza książka w domu, każdym domu. Czytało się z mamą każdego dnia. I dziwnym sposobem, po wielu latach, kiedy w sklepach jest niebywały ogrom pozycji książkowych do wyboru, to ciągle powracamy do powieści z naszego dzieciństwa. Czy to znaczy, że były lepsze, czy to tylko sentyment? Zastanawiam się, jakie bajki dzieciom z tych"dzisiejszych"..... Poza książkami o dinozaurach, to żadnych. To naprawdę smutne.



ROZRYWKA
Tu to mogłabym książkę napisać. Nasze dzieciństwo i dzieciństwo moich dzieci różni się tak bardzo, że zastanawiam się, jak to się stało, że ja jeszcze nadążam.
Wybór gier w dzisiejszych czasach jest zatrważający. X-Box 360, X-Box One, Nintendo DS, Nintendo 2DS, Nintendo 3DS, Nintendo Wii , Nintendo Wii U, New Nintendo 3DS, Play Station 3, 4 oraz Vita, Ouya a żeby tego było mało, mamy całą masę gier elektronicznych do wyboru.
My mieliśmy też swoje ulubione gry, na przykład ja uwielbiałam grę, gdzie wilk łapie jajeczka. Cudo!!! Prym wiódł Chińczyk czy też Monopol. Nie wspomnę o tym, kiedy panował dosłowny szał na gry komputerowe, w które można było grać na Atari czy też Commodore. Tu niestety nasza technologia się kończyła.


CZAS WOLNY
Aż łezka się w oku kręci na myśl o tamtych czasach. Smutno mi, że nie widzę dziewczynek grających w gumę. Dzieciaków z połowy osiedla , którzy pół dnia graja w zbijanego. Starszaków, którzy z zaangażowaniem strzelają kapslami. Do tego dochodzi cała masa innych super zajęć na świeżym powietrzu: gra w schody, klasy, chowany, "baba jaga patrzy". Do tego wszystkiego nie przeszkadzały nam kałuże, zabawa w deszczu. W letnie dni wystarczył koc i można było spędzać godziny na łące wymyślając przy tym różnego rodzaju zabawy.
Dla równowagi próbuję znaleźć w głowie przykłady, w co i jak bawią się moje dzieci ze swoimi rówieśnikami. I tu niestety, żeby czas dobrze upłynął musi być dobry plac zabaw, basen, trampolina. Prawie w zapomnienie poszła piłka, a dzieci same w sobie nie mają koncepcji na wspólną zabawę.Często dochodzi między nimi do znudzenia.O ile moje dzieci mogą bawić się w błocie, nie mam nic przeciw, by biegały w smugach deszczu, o tyle inni rodzice już tak do tego nie podchodzą. Bo się pobrudzi, bo się zaziębi, bo sobie krzywdę zrobi. Nie wspomnę, gdybym zaproponowała fikołki na trzepaku (jeśli nawet takowy bym znalazła). Dobrze, że moi chłopcy potrafią korzystać z uroków beztroskiego dzieciństwa.


 TELEWIZJA
 Nigdy nie zapomnę rytuału godziny 19-tej. Wszyscy wiedzieli, że jest dobranocka. Każdy był już po kolacji, w piżamce, wykąpany. Bez tchu, z rozdziawioną mordką wpatrzeni w kolorowy ( bądź też nie) ekran przez około 25 minut oglądaliśmy "Smerfy", " Misia Uszatka", "Reksia" czy też"Bolka i Lolka". Kolejnym dniem, na który się czekało była niedziela, a dokładniej niedzielny poranek. W każdym domu rozbrzmiewał głos koguta obwieszczający rozpoczęcie "Teleranka". Niezapomniane programy to również 5-10-15, Tik-Tak czy Tęczowy Music Box.



Pełna gama programów, bajek, filmów, czy nawet kanałów zalewa nasze dzieci. Z jednej strony mamy, co wybierać, ale z drugiej ile razy przełączając z kanału na kanał słyszeliśmy, że to nudne a tamto głupie. Na uwagę według mnie zasługuje jednak pomysł bajek edukacyjnych. Dzieci mogą uczyć się liczyć, alfabetu czy też codziennie stykają się z tak potrzebnymi w dzisiejszych czasach językami obcymi.
Dobrze, tu mogę postawić remis :D :D :D


Czy wydaje mi się, że żyliśmy w lepszych czasach, czy rzeczywiście tak jest? Długo nad tym myślałam, próbowałam przechylić szalę na jedną stronę. Nie udało się. Myślę, że czasy są bardzo podobne, tylko my jesteśmy nieco inni. O ile chwali się postęp technologii, o tyle nadopiekuńczości i bezpodstawnego zabraniania wszystkiego, już nie. Ludzie, opanujmy się, pozwólmy się dzieciom wybrudzić, posiedzieć z kolegami bez telefonu komórkowego przy tyłku, spróbowanie trzech rodzajów lizaków!!!! Pozwólmy mieć im takie same fajne wspomnienia, jak i my mamy. Niech ich świat będzie również kolorowy, ale od zabaw z rówieśnikami, a nie od gier na konsoli.




środa, 4 listopada 2015

Nie-perfekcyjna mamuśka a bezstresowe wychowanie

Pamiętam, jak dziś, swój idealny, wyimaginowany obraz dorosłości, mojej własnej rodziny. Zawsze była tam harmonia przepełniona miłością, zrozumieniem i spokojem. Obok mnie był MĄŻ, ten idealny, szanujący mnie i kochający nasze dzieci. Dzieci, no właśnie - one były jeszcze bardziej idealne niż cały ten obraz. Nie było pyskowania, płaczu, chęci żądzenia, rywalizacji. Co za cudny obraz. Tak więc zostańmy przy tym wychowaniu.




Wypruwam sobie żyły, mój mózg rozpala się do czerwoności, czytam wszystkie możliwe poradniki na temat bezstresowego wychowania dzieci, nie biję i co?? Daleko mi do perfekcyjnej matki a moim dzieciom do tych książkowych. Ciągle jednak bezstresowe wychowanie to mój niedościgniony wzór.




A może kary i nagrody?? 





Stosowałam metodę kar i nagród. Nawet zaczęło się sprawdzać i dzieci nieco poprawiły swoje zachowanie. I nagle wpadł mi w ręce artykuł pewnej pani psycholog dziecięcej, że metodą ta jest zupełnie do bani, bo należy stosować jedynie metodę nagród ( 😆😖😡😓😒)!!!!!!

Tylko nagrody??? 

No to zmieniamy. Od tamtej pory stosujemy tylko nagrody. Chyba najbardziej z tego cieszą się chłopcy. Po krótkim przemyśleniu dochodzę do wniosku, że metoda ta jest również o dupę rozbić, bo skoro jeden nie dostaje nagrody, to automatycznie jest to dla niego kara!!!

Czyli same bzdety. Ale skoro nic innego, mądrzejszego nie wypadło mi w ręce, to dalej stosujemy metodę kar i nagród.

Może jednak stawianie dzieci na równi z nami??

Aż tu pewnego dnia oglądam sobie telewizję i słucham wywodu jednego "znawcy" dziecięcego wychowania i dowiaduję się, że dzieci należy traktować na równi z sobą, żeby czuły się ważne i szanowane, wtedy bezstresowe wychowanie będzie szło, jak z płatka.
Nie zastanawiając się nad niczym, zaczynam siąść się do porad "uczonego".
Gdzieś tam wyszperałam i ze trzy razy przeczytać musiałam, że "uczony" dzieci swoich nawet nie posiada, ale znawcą nazywać się śmie. Myślałam, że największą wiedzę czerpie się z własnego doświadczenia,ale chyba się myliłam.

Nie będę mówić, co z tego wyszło. Dzieci czuły, że mogą w domu więcej aniżeli ja. Do kosza z tą metodą!!! Idioctwo !!!.

Nie bić? Dzieciństwo bez klapsa??

Najważniejsze to nie bić. Tak, tu się zgodzę, tylko jaka jest definicja bicia?? Każdy pewnie, podobnie jak i rację, ma swoją. Przyznam z ręką na sercu, że w przeszłości zdarzyło mi się dać dziecku klapsa. I o ile wszyscy dookoła przekonywali mnie, że nic złego się nie stało, że dzieci nie krzywdzę, to jednak czułam się z tym źle. To ja przez kolejny tydzień nie potrafiłam zasnąć, a w nocy budziły mnie wyrzuty. Bo przecież jakie ta kara cielesna miała skutek, jak wyglądało to z punktu widzenia dziecka??
Dla mnie przegrywałam wtedy na całej linii. Dziecko nie może się bronić, nie może oddać, czuje poniżenie. Tak więc, pomimo reakcji wielu znajomych, że tylko taki sposób wychowania chłopców jest w stanie zmusić ich do odpowiedniego zachowania - bez nacisku, samowolnie, po przemyśleniu, zrezygnowałam z tego.  W tym momencie byłam z siebie cholernie dumna!!!



Jedno słowo - konsekwencja......



Dobra, przyznam się na koniec. Konsekwencja. Tak, to jest to, czego mi cholernie brakuje. To konsekwencji za cholerę nie potrafię się nauczyć. Jestem niemalże pewna, że przez brak konsekwencji, miewam upadki wychowawcze. Codziennie z tym walczę, uczę się na nowo. Chłopcy natomiast są moimi najlepszymi nauczycielami, którzy codziennie testują, jak daleko mogą się posunąć. Może gdybym doszła do tego wniosku wcześniej, to na dzień dzisiejszy byłabym na końcu drogi wyrabiania u chłopców dobrych zachowań, ale człowiek uczy się na błędach, a ja nawet na trzech :)
Moim największym marzeniem jest nauczyć się NIE krzyczeć i znaleźć złoty środek wychowawczy...czy to za dużo?


Najważniejsze, że nie biję i bić nie będę!!!!

 

Pierwsza pomoc - bezcenna wiedza

Temat nudny, wałkowany od wieków, monotonny, bez nowinek. Postanowiłam jednak jeszcze raz napisać o tym, bo warto, choćby miało to pomóc tylko, lub AŻ, jednej osobie. Może się przypadkiem okazać, że nauczenie dzieci pierwszej pomocy oraz, co najważniejsze, chęci jej niesienia, najważniejszą i najlepszą decyzją.




Dom-rodzina-ojciec-matka-dziecko..........
Dom-rodzina-mamuśka-trójka dzieci...

Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku należy dobrze zadbać o to,by każdy z członków rodziny potrafił sobie poradzić jak najlepiej w przypadku nagłej sytuacji,która wymagać będzie od nas podstawowej wiedzy medycznej. Wiedza oczywiście powinna być dostosowana do wieku dziecka, nastolatka czy osoby dorosłej.

Osobiście chodzi mi o sytuacji w zaciszu domowym, gdzie moje dzieci musiałyby poradzić sobie, kiedy straciłabym przytomność bądź źle się poczuła i poprosiła ich o pomoc. Nie straszę dzieci, nie stresuję, utwierdzam jedynie w przekonaniu, że może to bardzo pomóc, byśmy nadal mogli mieszkać razem a pomaganie komukolwiek jest największą wartością, która należy pielęgnować.

O ile ja, w ramach pracy zawodowej, przechodzę co roku treningi pierwszej pomocy oraz zachowania bezpieczeństwa w nagłych przypadkach, o tyle swoje dzieci muszę już tego nauczyć sama.

Pierwsza pomoc nastolatki

Jeśli chodzi o moją córkę, która skończyła w tym roku 14 lat, to sytuacja była czysta i klarowna. Bez ściemniania, zabaw, owijania w bawełnę mogłam przekazać jej zdobytą wcześniej wiedzę w nadziei, że być może kiedyś będzie musiała ja wykorzystać.
Pamiętajmy, by w tym wieku traktować młodego człowieka, jak dorosłego. Pamiętajmy również, by zaznaczać, że w razie, gdyby sytuacja nie potoczyła się w dobrą stronę, to nie powinni się czuć winnymi zaistniałej sytuacji. Dzieci w tym wieku muszą wiedzieć, że mimo niepowodzenia, będziemy zawsze z nich dumni.

Najważniejsze informacje udzielone i mam nadzieję, że zapamiętane:
*europejski numer ratunkowy - 112
*otworzyć drzwi i krzyknąć po pomoc
*udrożnienie dróg oddechowych
*wyczucie tętna
*przejście do reanimacji
*ułożenie w bezpiecznej pozycji
*czekanie na pomoc
*powiadomienie najbliższej rodziny


Pierwsza pomoc 5-cio i 6-cio latka

Tutaj bardzo pomocne okazują się kursy pierwszej pomocy dla dzieci. My przeszliśmy taki kurs kilka lat temu przy użyciu magicznego Misia. Niestety, było to jednorazowe spotkanie, więc i dzieci nie przyjęły wiedzy na zbyt długo.


Przede wszystkim dziecko powinno wiedzieć, jakie są podstawowe numery alarmowe. U nas jest to wyżej wspomniany 112. To nie wszystko. Myślę, że jednak przede wszystkim należy nauczyć dziecko oceny sytuacji, żeby potrafiło określić, w których należy wzywać służby ratunkowe. Drugim ważnym punktem jest nauka, w jaki sposób dziecko powinno wezwać pomoc. U nas jest prosto. Chłopcy znają na pamięć regułkę :
" Hello, my name is Jay/Kevin. We need emergency on ...(tu pada adres)...My mum does not feel well"

Na dzień dzisiejszy, powoli, wdrażam wiedzę, którą ma moja córka. Nie wiem, czy chłopcy byliby w stanie, na chwilę obecną, poradzić sobie z tym, ale pełna nadziei patrzę w przyszłość.

Nikt od dziecka nie będzie oczekiwał wiedzy o historii medycznej mamuśki czy też dokładnego opisu symptomów.

Czy warto? To pytanie nawet nie powinno paść. Oglądałam mnóstwo zapisków rozmów wzywających pomoc dzieciaków z pracownikami centrali.W dużej większości przypadków, dzieci nawet 3-letnie ratowały życie swoim rodzicom. Dzieciaczki znały jedynie podstawowe informacje, schodziły z tematu, nie znały nawet swojego adresu, ale suma summarum ratowały życie.
Nie czekajmy, uczmy dzieci nieś pomoc. Dzięki temu nasz świat będzie bezpieczniejszy a my sami spokojniej będziemy spać.

A my, dorośli, pamiętajmy prostą zasadę
  dorosły 30:2   ------   30 ucisków : 2 wdechy
  dziecko 15:2  ------    15 ucisków : 2 wdechy




piątek, 30 października 2015

X Box - potwór czy przyjaciel rodziców?

Długo, oj długo, dzieci namawiały mnie na zakup tak modnej w ostatnich latach konsoli do gier X Box, zwanej dalej jakże słodkim określeniem "twór". Im dłużej namawiały, tym bardziej się opierałam, bardziej z tym walczyłam. Chyba bardziej ze strachu aniżeli z wydatku, choć i tu trzeba było się zastanowić i przeliczyć budżet domowy dokładniej niż zwykle. Ok, dam radę finansowo, ale czy warto, czy tak naprawdę potrzebny nam ten "twór"? Czy moje dzieci się zmienia? Jeśli tak, to jak bardzo, w który kierunek ta zmiana pójdzie? Czy będzie to miało jakikolwiek, choć w minimalnym stopniu aspekt edukacyjny??
Dobrze, kupimy. Niech się cieszą. Zobaczymy, co będzie. W sumie w razie braku kontroli zawsze mogę przetransportować konsolę do pokoju starszej córki.

Także stało się, mamy X Boxa 360 - jako jedni z ostatnich, ale jednak!

GRY!
To następny etap. Tu przyznaję, poddaje się wiedzy twórców, psychologów dziecięcych i znawców gier. Jeśli gra nie jest przeznaczona  dla moich chłopaków - NIE KUPUJĘ!!! Uważam, że gry są dopasowane do wieku i rozwoju psychicznego dziecka. Osobiście uważam, że w grach, dozwolonych już nawet od 12. lat, jest ogrom przemocy, który następnie kumuluje się w główkach naszych dzieci. Niestety, dzieciaki potrzebują pozbyć się nagromadzonych, w większości, złych emocji i wtedy dochodzi do agresji, w szkole, w domu, na placach zabaw, czy też na sofie, jeszcze podczas grania.
Wtedy chłopaki mają 10 sekund na ogarnięcie się. Jeśli to nie pomaga, bezzwłocznie wyłączam grę. Najdłuższa kara to 10 dni!! Kurde, mądralińscy doradzają schowanie "twora" albo tez wytykają kupno.. He, he...skoro już jest, to  w końcu będą musieli się nauczyć na niej grać :P (jestem pełna nadziei :P )

NAUKA
Ciężko to przyznać, tym bardziej, że nie lubię przyznawać się do błędów, i jeszcze ciężej mi przyznać, że czegoś jeszcze od czegoś, bądź kogoś, mogę się jeszcze nauczyć, to owy "twór" najwięcej nauczył chyba mnie samą. Tak, tak, dobrze napisałam - to ja wyciągnęłam z tego "twora" najwięcej wiedzy. Zobaczyłam, że potrafię być konsekwentna i stanowczo czegoś od dzieci wymagać, z różnym skutkiem, ale jednak. No i jeszcze dodatkowo te "kocie oczy", kiedy chłopcy proszą i starają się, by mogli pograć. Ojej, przecież wiem, że to samolubne, ale ja to tak bardzo uwielbiam :)

A chłopcy?? Przyznam, że częściej mi się mordka uśmiecha, kiedy słyszę: "Kevin, ja ci pomogę", "Jay idź za mną, wtedy będzie łatwiej", "Dobra, jesteśmy drużyną", "Uważaj, tam jest niebezpiecznie"

No oczywiście, że dochodzi do sytuacji, kiedy słyszę coś, czego słyszeć bym nie chciała, ale wtedy od razu reaguję i nigdy nie zostawiam ich samych sobie.

PODSUMOWANIE, WNIOSKI
Czy żałuję?? Nie wiem, nie mam zdania. Jestem bardzo zadowolona, że moje dzieci mają nową zabawkę, która potrafi umilić im czas, zastąpić mamę, kiedy jest zajęta, czy też wypełnić czas w oczekiwaniu na powrót mamuśki z pracy. Z drugiej strony nie podoba mi się, że młodszy, w przypływie tej fascynacji czy też przeżywaniu odkrywania nowych poziomów gry, zapomina iść do toalety. Nie lubię, kiedy się do siebie źle odzywają, ale robią to podczas kłótni również bez udziału "twora". Także niech będzie, dopóki "twór" nie zabiera mi dzieci i mamy nad nim kontrolę, to można z niego czerpać pewnego rodzaju przyjemność (też lubię sobie usiąść i pograć, choć kompletnie nie znam się na obsłudze pada lol ).

Najbardziej jednak napawa mnie dumą i radością fakt, że kiedy zaproponuję dzieciom zabawę Lego, malowanie farbami, czy ostatnio kupioną w Polsce grę w chińczyka, to chłopcy bez słowa wyłączają "twora" i czerpią większą radość ze wspólnie spędzonego czasu. Także powtórzę się, dopóki tak będzie wyglądać nasze wspólne egzystowanie z "tworem", to niech sobie tam będzie. Nie przeszkadza mi. Mam swoje dzieci, a "twór" zawsze może okazać się dobrym punktem zaczepienia podczas negocjowania z dziećmi :P Ale ze mnie wredota, wiem :P



wtorek, 22 września 2015

Bez litości i bezczelności!

Oh, tak mi się to nasunęło po kilku ostatnich przejściach... Oczywiście są to wyjątki, ale bardzo głęboko zapadły mi w pamięci. Zapewne każdy z nas miał kiedyś sytuacje, kiedy otworzył szeroko oczy i stwierdził, że to wszystko,co się właśnie stało, to jakaś pomyłka, nie powinna mieć miejsca, a już na pewno nie w naszym życiu.

Pomocy, owszem, potrzebuje (teraz już tylko czasami - hip hip hura!!!! ), ale litości żadnej. Często jednak się z nią spotykam, no bo przecież musi być żal takiej życiowej niezdary jak ja  :/
Niestety coraz częściej, po kilkusekundowym przemyśleniu, dochodzę do wniosku, że mam do czynienia nie tylko z litością, ale bezczelnością z górnej półki.

Nie wymieniając imion, czy dokładnych zdarzeń postaram się podać kilka przykładów bezczelnej litości z życia mojego więtych..

Zaproszenie na urodziny
Zawsze cieszę się, kiedy moje dzieci dostają zaproszenie na urodziny do swoich kolegów, koleżanek, znajomych z klasy. Czuję wtedy, że odnalazły się w swej samodzielności i potrafią zawrzeć bliskie kontakty ze swoimi rówieśnikami. Problem pojawia się, kiedy na przykład....dostajemy zaproszenie na urodzinki od osób, które lubimy, a oni bez skrupułów obwieszczają, że bardzo by się cieszyli, gdybyśmy przyszli,bo brakuje im dzieci, żeby zamówić urodziny w małpim gaju... (!!!!!!!)
No nie wiem, ręce opadają...po prostu.

Wspólne wypady
Najlepsze wspomnienia ma się ze wspólnych wypadów ze znajomymi bądź rodziną, gdzie dzieci mogą się bez przeszkód ze sobą integrować i rysować cudowne obrazy wspomnień, którymi kiedyś będą dzielić się ze swoimi pociechami. Serce szybciej bije, ciężej przełykasz ślinę na wiadomość, że Twoi dobrzy znajomi właśnie wrócili ze wspólnej wycieczki, gdzie dzieci świetnie się bawiły, tylko jakimś trafem zapomnieli o Tobie i Twoich dzieciach. Tłumaczenie zawsze pierwsza klasa - aaa,bo Ty pracujesz, masz trójkę dzieci, to za dużo, tak wyszło spontanicznie.....(!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)
No tak, dzieci urodziłam wczoraj, pracuje 24h/dobę no a jeśli już spontanicznie, to już w ogóle rozumiem - brak telefonu, internetu... Hahaha, śmieję się już, bo płakać szkoda.

Imprezy, festyny
O! Tu już jest nieopisane pole do popisu dla inteligentnych inaczej. O ile do głupich pytań (czy dasz radę przyjść z dziećmi? ogarniecie się? dasz radę coś przygotować? ) zdążyłam się już przyzwyczaić,o tyle do głupich komentarzy jeszcze nie. Nie potrzebujemy specjalnych zaproszeń,specjalnego traktowania tylko dlatego,że jesteśmy rodziną 1+3. Każde imprezy czy festyny spędzamy razem, bez względu czy ktoś jest zadowolony czy nie. 

Czy jest mi przykro? W pewnym sensie tak. Wolałabym, gdyby otaczali mnie ludzie myślący, z przepełnionymi miłością sercami, szczerzy, piękni w swej prostocie. 
Jest zaproszenie, to się bardzo cieszymy, ale jeśli go nie ma, to też w depresję nie wpadniemy. Moja rodzinka dobrze czuje się we własnym towarzystwie i potrafimy zagospodarować sobie każdą minutę nam daną.
 Nie czujcie się w obowiązku zapraszać nas do siebie czy też snuć jakieś intrygi,tylko dlatego, że jestem samotną matką z trójką dzieci i jest Wam mnie żal. Nie warto, ja i tak wszystko wiem, a na sercu robi się gorzej i efekt końcowy jest gorszy od zamierzonego.

czwartek, 6 sierpnia 2015

Absurdy zaściankowego myślenia...

Dzień, w którym na świat przychodziły moje dzieci, okazywały się najpiękniejszymi dniami mojego życia. Wiele nadziei poukładanych w ich przyszłości, jeszcze więcej oczekiwanej radości.

Samotna matką zostawiam w trudnym okresie mojego życia - dzieci były małe, także i praca musiała poczekać. Do tego wszystkiego życie dalej toczyło się swoim biegiem i nie zamierzało się zatrzymać, pomimo, że momentami z całych sił , że chcę wysiadać. I tu się okazało, że kupując bilet e jedną stronę nie mogę, po prostu NIE. I tu się zgadzam, to jest jedyna rzecz, której o po prostu zrobić nie mogę, jako samotna matka, Matka.

A żeby nie było aż tak prosto i różowo to przez. 14 lat mówi macierzyństwa dowiedziałam się o wielu sprawach, które dla mnie, jako samotnej matki, podwójny przestać istnieć w chwilą natychmiastową, bez odwołania. Oczywiście buntuję się, i to nie dla samej satysfakcji, ale dlatego, ze żyję, oddycham, myślę, jestem wciąż kobietą i mam do tego piękne prawo.

Specjalnie w jedność absurdy, które zdołałam usłyszeć i zapamiętać piszesz ten okres 14 lat.

1. Twoja edukacja skończyła się na porodówce.
Tak, tak, już nie masz prawa by skończyć studia, by podjąć kolejny kierunek czy zapisać się na dodatkowy kurs. Teraz edukacja Twoja ograniczona jest do czterech ścian i poniżej metrowego bobasa.

2. Jeśli już musisz pić to wszystko bez zawartości alkoholu
 Oh, teraźniejsze mamy nie mają łatwo. Za to gama napoi bezalkoholowych może przywrócić o zawrót głowy. Także spokojnie, nie uschniesz z pragnienia. Także pamiętaj - jeśli już zdarzyło Ci się urodzić, nie pij!

3. Nowy chłopak? Kolega?
Nawet nie myśl, by przypadkiem spotkać się z osobnikiem płci przeciwnej. Że niby co, dziadek z dziećmi a Ty swój tyłek sadzasz jakiemuś gościowi na kolanach w parku?? Absolutnie nie do pomyślenia i nie do zrealizowania. Jesteś samotną matką, dzieci to Twój cel. Facet to tylko "zapłodnieniowy epizod".

4.A może tak sex??
Ha, ha, ha, ha. Mało Ci dzieci??? DO końca życia w celibacie. Błona dziewicza odrośnie. A gdybyś przypadkiem wypięła się jakiemuś mężczyźnie...fuj!

5. Życie ..
To też można ograniczyć, albo spotykać się jedynie w momencie, kiedy dzieci są w szkole. No bo niby przecież jak inaczej. Kiedy dzieci są w domu, Ty zapominasz o całym świecie. Wszystko przestaje dla Ciebie istnieć a na pewno już koleżanki, kawki i spotkania na mieście.

6.Hobby
A co to jest??? Aaaa, to jest Twoje zainteresowanie, które rozwijałaś przed zajściem w ciążę. Teraz już tylko dzieci. No dobra, jak już dorosną to możesz sobie pozwolić na chwilę przyjemności i realizować swoje zainteresowania, jeśli Ci zdrowie dopisze oczywiście, albo w międzyczasie na świecie nie pojawią się wnuki, które będziesz musiała doglądać.

7.Portale społecznościowe
Jak najbardziej masz przyzwolenie do posiadania konta na takich portalach. Oczywiście jeśli pokażesz kawałek swojego ciała, albo zrobisz sobie selfie na plaży bez wianuszka dzieciaczków, no to już będzie naruszenie zasad dobrego prowadzenia się samotnej matki. Zdjęcia z dziećmi w łóżku, w kuchni, z mopem czy też z praniem - jak najbardziej wskazane.

8.Because I'm happy
No wiadome to. Nie narzekaj. Zawsze bądź uśmiechnięta. Nie narzekaj, przypomnę. Przecież wiedziałaś, co Cię czeka. Przecież każdy dzień to dzień niczym z bajki kartka wyrwana. No proszę Cię, nie narzekaj. Nie wypada. Trzeba było wcześniej myśleć.

To już nawet nie jest śmieszne. Ludzie żyją w czasach średniowiecznych. Całe szczęście wiele osób powiela mój tok myślenia i już niewalczę z zaściankowym rozumowaniem w samotności.

MATKA SZCZĘŚLIWA ========== DZIECKO SZCZĘŚLIWE

niedziela, 2 sierpnia 2015

Samolubna jestem, czyli pozytywny aspekt bycia samotną matką...

Niedzielny poranek. Dzieci smacznie śpią. Piękny obrazek. Po obchodzie po pokojach usiadłam wygodnie na kanapie w salonie i doszłam do genialnego wniosku. Bycie samotną mamuśką to dla mnie pozytywny aspekt życie - zdecydowanie. Wiem, wiem, zaraz ktoś powie, że to bardzo samolubne myślenie, ale co mi tam, to moje myślenie i mam do tego pełne prawo.

Doświadczam tym, że czasem bywa ciężko w pojedynkę. Przez okres tych pięciu lat, i po dwóch nieudanych próbach założenia modelowej rodziny, zdążyłam przekonać się na własnej skórze, czym to się je.Zdaję sobie sprawę z tego, że dziecko powinno mieć ojca, ale przecież czasami jego brak jest mniejszym złem. Czasem brakuje tego taty, ale na dzień dzisiejszy fantastycznie zastępują go wujkowie i cudowny dziadek. Nie zarzekam się, że tak będzie do końca, bo kiedyś może spotkam tego odpowiedzialnego faceta, z którym będę chciała dzielić się i dziećmi :P Na razie jednak od kilku lat odpoczywam psychicznie a nie widać, by moje dzieci doświadczały jakichś efektów ubocznych zaistniałego stanu.

Co sprawia mi największą satysfakcję i napawa mnie dumą, jak pawia?? Fakt, że moje dzieciaczki rozwijają się superancko,że są inteligentne, nie mają problemów w szkole. A to wszystko dzięki MNIE! To JA ich wszystkiego nauczyłam - pokazałam, jak się pisze literki, jak się jeździ na rowerze (córkę nauczyłam samodzielnie od A do Z, synowie podłapali szybko i sami sobie byli nauczycielami) czy kopania w piłkę. To ja z nimi układam Lego, bawię się w piratów, złodziei i policjantów (już mi nie przeszkadza, że zawsze przypada mi rola czarnego charakteru).  To ode mnie wiedzą, co to jest miłość, szacunek, przyjaźń. To ze MNĄ poznają świat, przechodzą przez życie.

Kiedy jest im źle, kiedy mają swoje problemy, kiedy przeżywają radości i rozterki życiowe,przychodzą do mnie. Jestem dla nich pocieszycielką, przyjaciółką, ochroniarzem czy osobistym psychologiem. To do MNIE mogą się wtulić, razem płaczemy, razem się śmiejemy.  

Absolutnie nie przeszkadza mi, ze na Dzień Ojca maluję sobie wąsy kredką do oczu. Że odbieram kartki z życzeniami na dzień ojca i układam je na równi, na półeczce, z kartkami na dzień matki. Dzielnie znoszę uszczypliwe pytania znajomych/nieznajomych.

Ciężko jest, kiedy chcesz dzieciom zapewnić "dom rodzinny", taki na własność, taki nasz, tylko nasz. Jednak i tu znajduję trochę pozytywizmu...Sama zrobię wszystko, by im to zapewnić. Z nadzieją patrzymy w przyszłość. A dzieciaczki tylko mnie do tego bardziej motywują. Codziennie, dzięki moim dzieciom, odkrywam w sobie nowe pokłady niespożytej energii.

A wiecie co jest najlepsze?? Nie muszę się tą satysfakcją, dumą i rezultatami mojej ciężkiej pracy dzielić z nikim. Nikogo o nic nei muszę się pytać. Sama podejmuje decyzje i to jest tylko i wyłącznie mój życiowy sukces. Tego nikt mi nie odbierze. A i w moich dzieciach, do końca życia, taki obrazek pozostanie w pamięci. Dla nich to ja będę wzorem do naśladowania, dowodem prawdziwej miłości i wytrwałości. Czy to dobrze? Jestem przekonana, że tak, a sama zrobię wszystko, by tak było.W przeciwnym razie nie wylewałabym siódmych potów i, nie mówiąc nic, nadal siedziałabym cicho w toksycznych związkach.

To szczera, święta i stara prawda, że MIŁOŚĆ do dzieci może zdziałać cuda!!!

piątek, 31 lipca 2015

Samotna mamuśka na obczyźnie - finanse i inne sprawy

Niemcy, Szwecja, Francja, Hiszpania, czy Anglia - to tylko niektóre miejsca, gdzie również można spotkać samotne mamuśki. Każda radzi sobie, jak może. Jedne mają większą opiekę od państwa, inne mniejszą. Najważniejsze jest to, ze KAŻDA stara się wychować swoje dzieci jak najlepiej. Jest jednak trudniej ze względu na otaczającą nas rzeczywistość. Inna kultura, język, tradycje.

Osobiście od 9 lat mieszkam w Wielkiej Brytanii, więc mogę się jedynie wypowiedzieć na temat tegoż kraju. 


Plusy...... Samotna matka może starać się o różnego rodzaju zasiłki. Do Ł10 tys nie zapłacimy podatku od dochodu. Opieka zdrowotna jest całkowicie bezpłatna dla dzieci do lat 16. Jeśli kwalifikujesz się do dofinansowania do wypłaty, również i Ty masz darmową opiekę zdrowotną i dentystyczną. Nie robimy dzieciom wyprawek do szkoły, jednak koszt pełnego umundurowania dziecka jest zbliżony.

Minusy... Opieka nad dzieckiem jest tak cholernie droga, nawet po dofinansowaniu, że czasem lepiej zostać z dzieckiem w domu i poczekać, aż będzie się kwalifikowało do darmowych 3h/dzień. Możesz zostawić dziecko samo w domu dopiero od 11. roku życia. Mieszkanie samotnie z dziećmi wcale nie musi być takie bezpieczne. Gdybyś chciał zaoszczędzić i wynająć pokój, to pamiętaj, że dzieci muszą mieć osobne pokoje. Nie można krzyczeć, bić, dawać klapsów - ale to jest raczej naturalnie oczywiste.Taka ciekawostka - przy wejściu na basen na jedno dziecko poniżej 8. roku życia przypada jeden dorosły. Dlatego też do przyszłego roku raczej nie skorzystamy z tej formy rekreacji.

Moje doświadczenia...moje finanse...mój pogląd...

MIESZKANIE


Tak, mogę powiedzieć to z ręką na sercu - nie stać mnie na zakup domu w UK!! Ceny są gigantyczne i zdecydowanie są  poza zasięgiem mojego portfela. Zadowolić się muszę wynajmem od prywatnego właściciela.
Można starać się o dofinansowanie z Urzędu Miasta i to ratuje mi tyłek.
Sama muszę pokryć część czynszu w wysokości Ł350 plus podatek Ł115, to wychodzi około 2,720zł


RACHUNKI


Tu raczej nie można starać się o dofinansowania.
Wszystko trzeba zapłacić samemu, jak przystało. I tak: 

  • internet - Ł19,99/116zł
  • telefon - Ł15 x 2 ( w tym 500min, nielimitowane smsy oraz 1GB internetu)/175,50zł
  • prąd - średnio wychodzi mnie Ł60/351zł
  • gaz - średnio Ł80/468zł
  • woda - tu nie wiem, co się dzieje, jeszcze do tego nie doszłam (:P ), Ł100/585zł
  • ubezpieczenie auta -  Ł120/702zł
  • podatek drogowy - Ł10/58,50zł
  • ubezpieczenie na życie - Ł16/93,60zł
  • abonament telewizyjny - Ł13/76,05zł
  • spłata długu po jakże cudownej "miłości" - Ł100/585zł

WYDATKI NA DOM/PRZYJEMNOŚCI (podane przybliżone kwoty)

  • zakupy spożywcze, przemysłowe, higieniczne - Ł400/2340zł
  • paliwo - Ł160/936zł
  • odzież - Ł50/292,50zł
  • jazda konna córki - Ł0 - koszty pokrywa dziadek - dziękujemy :*
  • od wrześnie lekcje nauki gry na pianinie dla starszego syna - ???
  • od wrześnie lekcje pływania dla młodszego - ???
  • od września -własna domena bloga plus kurs grafiki dla mamuśki - ???
  • przyjemności nieplanowane , np park rozrywki, kino czy wypad za miasto -Ł30/175,50zł
  • wydatki nieregularne, np.urodziny, wycieczki szkolne, naprawa auta - Ł20/117zł
PRZYCHODY

  • wypłata - Ł800/4680zł
  • zasiłki - Ł1040/6084zł
  • alimenty -700zł
  • dodatkowe - nie ma, nie ma pomysłu, nie ma czasu, dzieci za małe 

Nie jest dobrze, ale nie jest tragicznie.  Mamy co jeść, w co się ubrać, możemy pozwolić sobie na delikatne przyjemności. Muszę się jednak nagimnastykować, by kupić w przyszłości swoje lokum, by zapewnić dzieciom start w dorosłe życie, by nie zabrakło funduszy na edukację.

Po co to piszę? Czy po to, by pochwalić się swoim budżetem? Absolutnie nie, bo nie ma się tutaj czym chwalić . Chcę jednak, by wiadome było, że samotna matka ma ciężko wszędzie, niezależnie od miejsca, gdzie mieszka. Trzeba tyrać i robić, co tylko można, by starczyło na wszystko, co niezbędne, na wakacje czy na to, by kiedyś dorobić się czegoś więcej.

czwartek, 30 lipca 2015

Armagedon

Co to takiego ten cały "Armagedon"? Przeszperałam tysiące wyjaśnień dostępnych w Internecie oraz poszperałam w swoich szarych komórach i doszłam do wniosku, jak bardzo wszyscy się mylą.

Według jednych to zagłada ludzkości, katastrofa, koniec świat. Według innych to Sąd Ostateczny. Według mnie do dnia dzisiejszego to był strach, płacz, że znikniemy, że nie mogłabym nie zobaczyć już swoich dzieci, rodziny, znajomych.

Teraz już wiem, że prawdziwy Armagedon mam w domu, dokładnie w pokoju chłopców. Taka mała niespodzianka po powrocie z pracy.....



Zapamiętajcie, jak wygląda prawdziwy Armagedon.... 

Teraz ja, matka-bohaterka koordynująca misję sprzątania, oraz moi wierni pomocnicy musimy uporać się z przeciwnikiem i odzyskać władzę nad oazą spokoju.
 

środa, 29 lipca 2015

Czego nie należy mówić samotnym mamom..

Druga część, jak nie doprowadzić samotnej mamuśki do furii. Tym razem przedstawię Wam listę, czego NIE NALEŻY POD ŻADNYM POZOREM mówić samotnej mamuśce.

Przepraszam, jeśli momentami zrobię się nieco agresywna, ale inaczej nie potrafię...

1.Dzieci potrzebują ojca, żeby mieć męski wzorzec.
Tak, zgadzam się, ale jeśli ojciec ma to głęboko gdzieś, to uwierz, wzorcem może być dziadek albo wujek czy przyjaciel rodziny. Dziecko z takiej rodziny wyrośnie również na pełnowartościowego człowieka.


2.Czy wiesz, co to antykoncepcja?
Kurde, przecież to nie był mój plan, by zostać samotną matką!!! Kiedy rodziłam dzieci byłam w związku, który przejawiał pozytywne widoki na przyszłość.

3. Bardzo mi przykro...
A mnie nie jest przykro. Mam cudowną trójeczkę obok siebie. Codziennie dają mi konkretnego kopa do działania.  Kocham, kocham, kocham.... A poza tym potrafię zrobić rzeczy, których nigdy nie zrobiłabym w związku - malowanie, zmiana koła, przybicie gwoździa. Muszę być samowystarczalna, także jeśli coś nie wyjdzie, mogę mieć pretensje tylko do siebie.


4.Ja też jestem samotną matką. Mój mąż pracuje całe dnie/wyjechał w delegację na tydzień.
Nie!!!!!!!!!!! Nie jesteś samotną matka, tylko czujesz się samotnie podczas nieobecności męża. On wraca w końcu do domu, przyniesie wypłatę, weźmie dzieci na 30 minut na spacer, przytuli dzieci, obejrzy z nimi bajkę, pomoże w porządkach czy choćby przytuli i pocieszy. Więc przestań pieprzyć, że tak, jak ja jesteś samotną matką!!!!


5.Mogłabyś posprzątać swój dom/ auto.
Matko jedyna!!! Mam dwóch małych chłopaków w domu i jedną nastolatkę. Pracuje, piorę...... maluję dinozaury, chodzę z dziećmi do parków, na plac zabaw..... zaprowadzam/odbieram dzieci ze szkoły....i znowu gotuję, prasuję......odrabiam z dziećmi zadania domowe, uczę je grać w piłkę, jeździć bezpiecznie na rowerze, pisać, czytać, języka polskiego, angielskiego..... Do tego przytulam ich, oglądam z nimi bajki, czytamy wspólnie książki. Więc do cholery czasami mogę nie mieć czasu, ochoty..

6.Wyglądasz na bardzo zmęczoną.
Serio?? Mimo wszystko nie chcę tego słyszeć. A wiesz, dlaczego tak wyglądam?? Bo jestem zmęczona.  Czy dlatego nie powinnam wychodzić z domu? Jestem samotną matką i do pewnego czasu jest to nieodłączna część bycia samotnym rodzicem.

7. Znowu wzięłaś wolne, chorobowe, bo dziecko....chore
Jeśli nie ja wezmę to kto?? Jestem mamą i moje dzieci są dla mnie najważniejsze. Nikomu nic do tego, ile pracuję i kiedy biorę wolne.


8.Z kim zostawiłaś dzieci?
Ale że co?? Że niby nie powinnam wyjść z przyjaciółmi, nie powinnam się dokształcać, nie powinnam wyjść pobiegać czy w samotności spędzić parę chwil?? Nie są z Tobą, a opiekę zawsze mają, a mi należy się odrobina szaleństwa i zamierzam się dobrze bawić.

Czasami zanim powie się coś takiego warto zastanowić się, czy po prostu nie zranimy mamuśki, która codziennie stawia czoło przeciwnościom losu zupełnie samotnie z dziećmi, dla chce najlepiej, dla których zrobi dokładnie to, co Ty - wszystko! Usiądź, pogadaj, wypij kawę, zapropunuj pomoc, towarzystwo. Nie gryzę.



wtorek, 28 lipca 2015

Jakich pytań nie należy zadawać samotnej matce

To, że nieraz czuję się, jak twór społeczny, to nie oznacza, że można mnie jeszcze dobijać abstrakcyjnymi pytaniami. 

Chcę Wam dzisiaj podpowiedzieć, jak nie wkurzyć i nie wyprowadzić samotnej matki z równowagi psychicznej :P

Oto lista pytań ZAKAZANYCH CAŁKOWICIE!!!!!

1. Czy naprawdę jesteś sama??  
    Nie, to tylko pozory, normalnie to mam tysiące kochanków na boku, tylko rzadko się z nimi spotykam, bo nie potrafię znaleźć czasu pomiędzy dziećmi, praniem, gotowaniem, sprzątaniem, pracą czy układaniem po raz dziesięciotysięczny Lego.

2. Czy chciałabyś mieć więcej dzieci??
   Z kim? Z czym?? Nie!!!!! Trójka mi w zupełności wystarczy.

3. Gdzie jest ojciec Twoich dzieci?
  Hmmmm, niech pomyślę.. Gdzieś tam. Mam nadzieję, że już na Marsie i nie powróci.

4. Dostajesz alimenty?
   uhhhhhhh, co to w ogóle kogo obchodzi. Czy ja pytam ile zarabiasz, jakie masz długi, ile       zaoszczędziłeś w poprzednim roku?? NIE!! 
      Jeśli tak, to powinnam się żalić jak mało?? A jeśli nie, to powinnam narzekać i dzieci chować w    ubóstwie? Moje dzieci maja mamę - super hero, bez względu na to, czy moje konto jest zasilane jakąś sumką od wakacyjnego tatusia.

poniedziałek, 27 lipca 2015

Grunt to dobry plan


Yupi, udało się. W końcu wakacje, a co za tym idzie - wyjazd do Polski. Pewnie gdyby nie ślub mojego brata to już 8. rok bym siedziała na wyspach. Ale w tym roku udało się podwójnie: młodszy brat będzie ślubował w sierpniu a starszy w październiku. TAKŻE JEDZIEMY!!!

Decyzja podjęta, innej być nie mogło. Papier, ołówek i siadam do planowania....

Podróż:

*samolotem - koszt ok 1300f, do tego zupełnie za darmo samotna przeprawa z trojka dzieci przez                              zatłoczone lotnisko, obładowanie bagażami. Na plus można dodać długość podróży.
*samochodem - koszt paliwa plus przeprawy przez kanał 350f, jednak długość podroży to                                             około 20h, co szczerze nie mieści mi się w głowie.

Jedziemy samochodem :) Choćby ze względów finansowych oraz dostępności auta na miejscu.

Czas zacząć planować podróż samochodem :)

* jedzenie- moja rodzina łakomczuszków pewnie pochłonie dużo. Musi być kolorowo i w miarę zdrowo (!) - a wiec mieszane kanapki, owoce, warzywa, paluszki, jakieś herbatniki, może kotleciki z piersi

*zabawy - kolorowanki, lego, tablety na czas krytyczny, zabawy w "co widzę na literkę....", "kto zgadnie ile przejechaliśmy...", "skojarzenia...", "ciąg wyrazów na....".....................

*przewertowałam przepisy drogowe państw, przez które będziemy przejeżdżać i już zakupiłam:
naklejki na światła
kamizelkę odblaskowa
alkomat
apteczkę
trójkąt
gaśnicę 

*zapakowane paszporty, dowód rejestracyjny, ubezpieczenie,przegląd auta, prawo jazdy, bilety na Eurotunel oraz powrotny na prom - czyli wszystko to, o czym siadając za kolko w UK nie muszę pamiętać i nie ma obowiązku posiadania tego przy sobie.


A wiec damy rade. Nie ja pierwsza, nie ostatnia. Mam tylko nadzieje, ze wszystko będzie ok, ze  będę mijać rozsądnych kierowców, nie złapię gumy, nic nieprzewidywalnego mnie nie spotka a wakacje okażą się wspaniałą przygoda dla mnie i, szczególnie, dla moich dzieciaczków. Na pewno napisze, jak wyszło. 


                          

                     



piątek, 17 lipca 2015

Tanie urodziny nastolatki...

Bycie samotnym rodzicem, bądź też po prostu rodzicem, to ogromny wydatek. Człowiek chce dać dzieciom wszystko to, co najlepsze, czego samemu w życiu się nie miało. Ciuchy, prezenty, gadżety, technologiczne nowości czy też edukacja pochłaniają majątek.Trzeba nieźle się nagimnastykować, żeby nasz domowy budżet nie został zachwiany. 

Ale do rzeczy. Urodziny to coroczna zmora rodziców pod względem finansów. Nowocześni rodzice wyprzedzają się w coraz to rozmaitszych pomysłach. Łyżwy, basen, kręgielnia, klub, parki rozrywki to już codzienność, nic nowego, nic zaskakującego. Jednak cena może przyprawić o zawrót głowy. A tak na marginesie, pomijając kwestie finansową - czy trzeba dzisiaj wyprawić urodziny w jakimś cool miejscu, żeby dobrze się bawić??

Moja córka w tym roku skończyła 14 lat (Boże, jak ten czas leci). Myślałyśmy nad wieloma pomysłami, jednak zdecydowaliśmy się na imprezkę urodzinową w domu. Dzięki córeczko. Wszak w domu nie znaczy nudno. Dziesięcioro nastolatków pod jednym dachem - to nie może się nie udać.

Zrobiłyśmy nasza polską, tradycyjną sałatkę warzywną. Przygotowałyśmy grilla oraz kupiłyśmy małego torta (nie, jak co roku ogromniastego, którego spożywało się tydzień po imprezie). Nie zabrakło również słodkich przekąsek, chipsów, napoi i soków oraz upieczonych kotletów. Byłyśmy w wielkim szoku, bo jedzenia zostało a wszyscy byli najedzeni do syta.

Ogólnie koszt tych urodzin wyniósł mnie Ł50 /ok 250zł, miejsce plus jedzenie, był mniejszy w porównaniu z innymi opcjami o:

*kręgle - Ł70 / ok 350zł, sama gra...co najmniej Ł20/100zł w kieszeni

*basen  Ł46 / ok 226zł,  tylko basen...Ł4/20zł na stracie, ale tu musiałabym kupić młodzieży jedzenie dodatkowo

*łyżwy  - Ł54 / ok 270zł,tylko łyżwy....minimum Ł4/20zł w kieszeni

*park rozrywki  - Ł290  / ok 1450zł, tylko wstęp....bezkonkurencyjne "AŻ" Ł240/1200zł w kieszeni.


Urodziny nie ujmują niczemu i nikomu a dzieciaki zadowolone. Każdy zapewnił, że dawno się tak nie bawił i że gdy będzie taka możliwość to wrócą za rok :) Mój portfel też przeżył a domowy budżet nie został zbyt naruszony przed zbliżającymi się większymi imprezami w rodzinie.

czwartek, 9 lipca 2015

Szkoła przetrwania...czyli jak przetrwać pierwsze miesiące samotnego rodzicielstwa

Teraz będzie trochę dłużej.. Weźcie sobie kawkę, jeśli nie jesteście na diecie to i dobre ciasteczko, i usiądźcie wygodnie.

Dlaczego zostajemy samotnymi matkami??

Prostą sprawą jest, że aby zostać samotnym rodzicem należy najpierw być w "jakimś" związku (w zdecydowanej większości). był sobie kiedyś książę, albo mąż po prostu. Plany na przyszłość, wspólny dom, wspólni przyjaciele, miłość. Pojawia się dziecko, dzieci. I nagle to ucieka. Wina leży po mojej, jego, naszej stronie. Trudno dopatrywać się czegokolwiek. Stało się, ot tak, trudno.

Najsmutniejszym powodem bycia samotną matką jest strata męża/ partnera. Śmierć nigdy nie będzie łatwa, zrozumiała i sprawiedliwa. Tu nie było wyboru, nikt nie pytał nas o zdanie.

Coraz częściej dochodzi do sytuacji, kiedy związek kończył się wraz z wiadomością o ciąży, albo tuż przed. Tu nigdy nie wiadomo, o co chodzi. Życie tak się układa i trzeba jakoś ciągnąć ten wózek.

Zdarza się tak, że czasami brakuje zrozumienia, szacunku, wypala się uczucie, nasze postrzeganie świata rozchodzi się w dwie różne strony. Lepiej się rozejść, bo kłótnią niczego nie zmienimy a końca tej beznadziejnej sytuacji nie widać.

Czasami przychodzi zdrada. Ciężko jest ponownie zaufać, wszystko wali się w jednej sekundzie. Czy już zawsze będę musiała spoglądać na niego podejrzliwie? Przecież na dłuższą metę nie da się tak żyć. Rozstanie to jedyna słuszna decyzja w tamtym momencie.

Jeszcze innym razem dochodzi do przemocy. Ja właśnie należę do tej grupy samotnych matek. Tu nie ma żadnego wytłumaczenia i nie ma dostępnych innych opcji. MUSIMY się rozstać, nie tylko dla dobra dzieci, ale także dla nas samych. Tu jest najtrudniej, bo następuje tzw. przywiązanie ofiary do kata oraz strach przed nieznanym. Przecież przez całe nasze wspólne życie  zostałam przygotowana do tego, ze jestem beznadziejna i nie poradzę sobie sama. Ale i tu dochodzimy do momentu, kiedy klamka zapada i uwalniamy się.

Czasami jesteśmy szczęściarami - mamy cudownych rodziców, którzy maja na tyle pieniędzy i warunków, by nas wesprzeć w tej sytuacji albo jesteśmy na tyle samodzielni, że mamy swoją prace, poukładaną opiekę, bądź dzieci w wieku "samowystarczalnym".

Długo myślałam nad listą z kategorii "co zrobić by przetrwać". Mając trójkę dzieci, wychodząc ze związku z długiem, kosztując smak bezrobocia, doszłam do listy, którą mogę polecić każdej kobiecie będącej w podobnej sytuacji.


Co zrobić by przetrwać początki samotnego macierzyństwa? 

*mieszkanie/lokum - jeśli masz je duże a nie stać Cie na nie, bo Twoje oszczędności topnieją albo nie masz ich wcale, zamień je na mniejsze, albo wynajmij pokoje studentowi.
Ja miałam małe mieszkanie, ale urząd miasta przyznał mi pomoc w postaci dofinansowania.

*opieka nad dziećmi - sprawdź w okolicznych przedszkolach, czy nie maja jakichś ulg dla samotnych matek, albo czy można zapłacić w ratach bądź odwlec nieco czesne
U mnie dzieci kwalifikowały się do darmowego przedszkola dopiero od trzeciego roku życia na 3h dziennie. Natomiast całodniowe przedszkole dla dwóch moich smyków przewyższało moje zarobki, więc odpadało w przedbiegach.Tu przydała mi się pomoc pani z opieki społecznej, która załatwiła mi miejsce darmowe dla Jayka od drugiego roku życia.

*a może opiekunka - jeśli masz więcej niż jedno dziecko sprawdź czy taniej nie wyjdzie Cię opiekunka - jest dużo starszych, miłych pań, które z chęcią dorobią do emerytury, a i Ty masz trochę czasu, by zapłacić pierwszym razem
Ja osobiście zrezygnowałam z tej opcji, ponieważ raz trafiłam na kobietę na tyle nieodpowiedzialną, że zraziłam się na całe życie. Znam jednak przypadki, kiedy znajomi trafiali na diamenty w tej dziedzinie.

*praca- jeśli jesteś utalentowana, masz jakiś fach w ręku postaraj sie go wykorzystać, możesz pilnować inne dzieci, malować obrazy, dawać lekcje prywatne z polskiego, angielskiego czy matematyki. Może będziesz miała tyle szczęścia, że znajdziesz zatrudnienie na warunkach Tobie odpowiednich, by pogodzić pracę z samotnym wychowaniem dziecka/dzieci
Nie miałam zbyt wielkich możliwości podjęcia pracy, kiedy w domu dwójka malutkich dzieci. Wtedy wpadłam na pomysł skorzystania ze swojej znajomości języka angielskiego. Tłumaczyłam, uczyłam, pisałam teksty. Do tego doszedł mi chłopiec do pilnowania. Jakoś potrafiłam przetrwać ten rok.

*zakupy - zawsze rób w discountach, z listą w ręku, schyl się po produkty w dolnej półki - są o wiele tańsze a często, nie kupuj markowych pieluch, słodyczy czy innych rzeczy.
Supermarkety, okoliczne sklepy i hipermarkety miałam obcykane na 102. Kupowałam najtańsze produkty. Niektórych używam do dziś, bo już wiem, że niczym nie różnią się od swoich droższych odpowiedników.  Robiłam pyszne jedzenie z niczego,dzieci szybciej wyrosły z pieluch,  a i czasem na koniec miesiąca zostawało, by wziąć  dzieci gdzieś poza dom.

*nie wstydź się poprosić o pomoc znajomych, czy umieścić posta na portalu społecznościowym, że potrzebujesz odzieży czy sprzętu do domu
U mnie co jakiś czas znajomi zrobili zakupy, a w internecie szukałam tanich lub częściej darmowych okazji by kupić dzieciom zabawkę czy też ciuchy.

*przyjemności - nie pozbawiaj się ich...znajdź tańsze seansy w kinie, pojedź z dziećmi na piknik zamiast do McDonalda (i tańsze i zdrowsze :P ), weź dzieci na rower, idź z koleżankami poplotkować.
W  tamtym okresie byłam mistrzem kolorowania, malowania, wycinania, sklejania, piknikowania, szukania nowych miejsc na ziemi, tworzenia teatru, wyszukiwania wszystkiego, co tanie i łatwo dostępne.

Dałam radę ja, dało tysiące innych kobiet, dadzą i następne.

Zawsze kieruję się zasadą "Nie ja pierwsza- nie ostatnia" i choć nieraz wiatr zawiał w oczy, to wstawałam i szłam....i ciągle idę.

środa, 8 lipca 2015

Poranne survival

Jako samotna mamuśka staram się mieć wszystko zaplanowane. Nie lubię, i nie potrafię, odnaleźć się w sytuacji, kiedy coś się gdzieś po drodze popsuje.

Poranki mam zaplanowane co do minuty.


MOGŁABYM PATRZEĆ TAK NA NICH GODZINAMI <3  !!!!!!!!!

6:00 pobudka moja (jak ja nie cierpię wstawać tak wcześnie!) i starszej córki, toaleta, szykowanie mundurków (zawsze gdzieś coś ginie, jakieś czary mary mamy w domu! )

7:00 pobudka chłopców - to jest prawdziwe wyzwanie. Kevin i Jay są prawdziwymi śpiochami. Potrafią przespać po 12h i ciągle im mało. Toaleta, ubieranie - wstyd się przyznać, ale ze swojego pospiechu często sama ich ubieram - wiem, wiem - TRAGEDIA!



7:30 śniadanie - no tu to już w ogóle istny cyrk - jeden chce płatki, drugi jajecznice. Na szczęście Ola sama sobie robi jedzenie i na nieszczęście woli sama jeść u siebie w pokoju (przeważnie zjada je zanim wstaną chłopcy)

8:00 sprawdzenie torb szkolnych, stanu wody w bidonie

8:05 chwila relaksu przy kreskówkach

8:30 wyjście z domu do szkoły - harmider, jak na jarmarku. Kłótnia o miejscówkę kolo mamusi, wyścigi kto pierwszy do auta, kto ma lepsza czapkę, kto szybciej zjadł śniadanie, kto jest grzeczniejszy........nie ma końca, aż do szkoły (niektórzy szczęśliwi - inni wręcz przeciwnie )



8:50 pozbywam się dzieci - zostawiam ich pod opieka wykwalifikowanych ludzi - niech im wszystkie siły nadprzyrodzone dopomogą.
Ufff, przeżyłam kolejny poranek

poniedziałek, 6 lipca 2015

No to chloop !!!

Nadchodzą cudowne dni gorąca, upału. Długo wyczekiwane wakacje. Trzeba będzie się schłodzić - najczęściej wybieramy wodę, lody. Najprzyjemniejszym sposobem jest jednak kąpiel . Morze, jezioro, sztuczne kąpieliska - mamy szerokie pole do popisu w wyborze miejsca. W każdym przypadku należy być pewnym, ze naszym pociechom nie grozi niebezpieczeństwo, bez względu na wiek.

Po pierwsze od maleńkiego należy uczyć dzieci szacunku do wody.
Dziecko powinno wiedzieć, ze w wodzie nie należy biegać, popychać się, skakać w niedozwolonych miejscach. Zasady niby oczywiste, a jednak co roku dochodzi do wielu nieszczęśliwych wypadków z udziałem najmłodszych.

Po drugie nie należy spuszczać dzieci z pola naszego widzenia.
Nawet, kiedy jest to tylko dmuchany basen dla najmłodszych dzieci. Pamiętajmy, ze woda jest zdradliwa,a chwila nieuwagi może kosztować bardzo wiele.



Woda jest cudowna i niezastąpiona. Kąpiele w basenie, jeziorze czy morzu, jeszcze bardziej. Niezastąpiona przyjemność korzystania nie zostanie nigdy zmącona, jeśli tylko będziemy się stosować do tych prostych zasad.

Czy można pogodzić karierę zawodowa z samotnym wychowaniem dzieci???

Każdy wie, jak ciężko w dzisiejszych czasach, czasach pogoni za pieniędzmi, jest pogodzić karierę zawodowa z wychowywaniem dzieci, niezależnie od tego, czy jest się samotnym rodzicem, czy tez wychowuje się dzieci wspólnie z mężem/partnerem. Oczywiście nie należy zapomnieć, ze zawsze, ale to zawsze, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. To, co nam może wydawać się słuszne i poczciwe, dla innych będzie wręcz nie do zaakceptowania.
Jak wspomniałam, mam trojkę wspaniałych dzieci. A praca zawodowa…no cóż, pracuje, bo muszę. Nie jest szczytem moich marzeń, by pracować, jako opiekunka środowiskowa, choć bardzo kocham swoich pacjentów i wiem, ze moja praca jest bardzo potrzebna. Jednak to jedyny zawód na dzień dzisiejszy, kiedy mogę sobie pozwolić na wybór dni i godzin, w których będę dostępna, mogę sobie pozwolić na dni wolne, kiedy są mi bardzo potrzebne ze względu na chorobę dziecka bądź tez wywiadówkę czy przedstawienie w szkole u jednego z nich. Czy jednak wszystko jest tak kolorowe?
Otóż nie, powiedzmy, ze przychodzą wakacje bądź tez dłuższe wolne w szkole. Masz dwie opcje, więcej życie nie przewiduje – możesz zapisać dzieci do przedszkola, za które zapłacisz cala (dosłownie!) swoja wyplata, albo poprosisz kogoś o pomoc (kogo tym razem?). Ok, nie może być tak źle…przeanalizujmy ..
Przedszkole – dla mnie odpada w przedbiegach, bo jeśli mam pracować za darmo, to wole ten czas spędzić z dziećmi.
Rodzina – no i super, bo niby powinniśmy sobie pomagać, ale jak długo można z takiej pomocy korzystać?? A na koniec, najnormalniej na świecie, czy po prostu nie jest Wam szkoda dziadka/babci, którzy odkładają swoje życie, bo nawet na starość musza nam ciągle pomagać, zamiast żyć swoim życiem??
Przyjaciele/znajomi – no tak, opcja całkiem znośna, o ile nie okaże się, ze “za plecami” zostaliśmy złymi rodzicami, albo nie wypadnie im “coś nagle”, albo “kiedy po prostu maja dość”. W sumie nie ich dzieci.
Starsze rodzeństwo – świetne rozwiązanie! Rozwiązuje wszystkie problemy opieki nad małolatami!! Ale chwile, czy to nie jest przesada by dziecko opiekowało się dzieckiem? No powiedzmy, ze w momencie tej pomocy jest odpowiednia różnica wieku, starsze dziecko jest ogarnięte baaardzo, a “pomoc” nie będzie przekraczała dwóch dni w tygodniu, to opcja wydaje się bardzo sensowna.
A na koniec moje doświadczenie z tej dziedziny…
Jeszcze trzy lata temu nie było mnie stać na przedszkole dla dwójki maluchów, córka była za mała, by zajmować się braćmi a ja sama nie potrafiłam znaleźć takie pracy, która współgrałaby z praca mojego taty. Na dzień dzisiejszy znajomych nie pytam, bo widzę, jacy zaganiani., córka wciąż za młoda według prawa, by zajmować się rodzeństwem, a tata pomaga, kiedy może. Ja sama pracuje, jak mogę – czasami wieczorami i kiedy dzieci są w szkole, czasami weekendy, czasami 35h na tydzien a czasami 11h, ale pracuje. Trzeba żyć, trzeba pracować i nie poddawać się, bo naszym obowiązkiem jest utrzymać nasze pociechy.