Poranki mam zaplanowane co do minuty.
MOGŁABYM PATRZEĆ TAK NA NICH GODZINAMI <3 !!!!!!!!!
6:00 pobudka moja (jak ja nie cierpię wstawać tak wcześnie!) i starszej córki, toaleta, szykowanie mundurków (zawsze gdzieś coś ginie, jakieś czary mary mamy w domu! )
7:00 pobudka chłopców - to jest prawdziwe wyzwanie. Kevin i Jay są prawdziwymi śpiochami. Potrafią przespać po 12h i ciągle im mało. Toaleta, ubieranie - wstyd się przyznać, ale ze swojego pospiechu często sama ich ubieram - wiem, wiem - TRAGEDIA!
7:30 śniadanie - no tu to już w ogóle istny cyrk - jeden chce płatki, drugi jajecznice. Na szczęście Ola sama sobie robi jedzenie i na nieszczęście woli sama jeść u siebie w pokoju (przeważnie zjada je zanim wstaną chłopcy)
8:00 sprawdzenie torb szkolnych, stanu wody w bidonie
8:05 chwila relaksu przy kreskówkach
8:30 wyjście z domu do szkoły - harmider, jak na jarmarku. Kłótnia o miejscówkę kolo mamusi, wyścigi kto pierwszy do auta, kto ma lepsza czapkę, kto szybciej zjadł śniadanie, kto jest grzeczniejszy........nie ma końca, aż do szkoły (niektórzy szczęśliwi - inni wręcz przeciwnie )
8:50 pozbywam się dzieci - zostawiam ich pod opieka wykwalifikowanych ludzi - niech im wszystkie siły nadprzyrodzone dopomogą.
Ufff, przeżyłam kolejny poranek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz