niedziela, 8 listopada 2015

Moje czasy były leszpe!!! ( ?? naprawdę??)

Sobota. Jak ja lubię soboty. Taki czas, kiedy można spowolnić tempo, pomyśleć, zadumać. Wolny dzień, wydalanie dzieci do Polskiej Szkoły, potem obiadek, sobotnie porządku i czas dla rodziny.

Czy też powielacie dawne zwyczaje dokładnego sprzątania w sobotę? Czy sprzątacie rodzinie czy sami? U mnie to naprawdę zależy wszystko od tego, w jakim humorze wstaną dzieci. Bo jeśli mag ha zamiar mnie szeregu n nawiązać, to wole w samotności chwycić za szmatę.

Ok, ok, nie o tym mowa. Czy Wam też się wydaje, że żyliśmy w lepszych czasach?? Mi strasznie jest szkoda moich dzieci, kiedy patrzę, jakie dzieciństwo serwuje im życie, nadopiekuńczość i dzisiejszy system.

KSIĄŻKI 📚
Kto z nas nie pamięta serii "Poczytaj mi mamo"? Chyba nie ma takiej osoby wychowanej w latach 80' czy też 90'. Najważniejsza książka w domu, każdym domu. Czytało się z mamą każdego dnia. I dziwnym sposobem, po wielu latach, kiedy w sklepach jest niebywały ogrom pozycji książkowych do wyboru, to ciągle powracamy do powieści z naszego dzieciństwa. Czy to znaczy, że były lepsze, czy to tylko sentyment? Zastanawiam się, jakie bajki dzieciom z tych"dzisiejszych"..... Poza książkami o dinozaurach, to żadnych. To naprawdę smutne.



ROZRYWKA
Tu to mogłabym książkę napisać. Nasze dzieciństwo i dzieciństwo moich dzieci różni się tak bardzo, że zastanawiam się, jak to się stało, że ja jeszcze nadążam.
Wybór gier w dzisiejszych czasach jest zatrważający. X-Box 360, X-Box One, Nintendo DS, Nintendo 2DS, Nintendo 3DS, Nintendo Wii , Nintendo Wii U, New Nintendo 3DS, Play Station 3, 4 oraz Vita, Ouya a żeby tego było mało, mamy całą masę gier elektronicznych do wyboru.
My mieliśmy też swoje ulubione gry, na przykład ja uwielbiałam grę, gdzie wilk łapie jajeczka. Cudo!!! Prym wiódł Chińczyk czy też Monopol. Nie wspomnę o tym, kiedy panował dosłowny szał na gry komputerowe, w które można było grać na Atari czy też Commodore. Tu niestety nasza technologia się kończyła.


CZAS WOLNY
Aż łezka się w oku kręci na myśl o tamtych czasach. Smutno mi, że nie widzę dziewczynek grających w gumę. Dzieciaków z połowy osiedla , którzy pół dnia graja w zbijanego. Starszaków, którzy z zaangażowaniem strzelają kapslami. Do tego dochodzi cała masa innych super zajęć na świeżym powietrzu: gra w schody, klasy, chowany, "baba jaga patrzy". Do tego wszystkiego nie przeszkadzały nam kałuże, zabawa w deszczu. W letnie dni wystarczył koc i można było spędzać godziny na łące wymyślając przy tym różnego rodzaju zabawy.
Dla równowagi próbuję znaleźć w głowie przykłady, w co i jak bawią się moje dzieci ze swoimi rówieśnikami. I tu niestety, żeby czas dobrze upłynął musi być dobry plac zabaw, basen, trampolina. Prawie w zapomnienie poszła piłka, a dzieci same w sobie nie mają koncepcji na wspólną zabawę.Często dochodzi między nimi do znudzenia.O ile moje dzieci mogą bawić się w błocie, nie mam nic przeciw, by biegały w smugach deszczu, o tyle inni rodzice już tak do tego nie podchodzą. Bo się pobrudzi, bo się zaziębi, bo sobie krzywdę zrobi. Nie wspomnę, gdybym zaproponowała fikołki na trzepaku (jeśli nawet takowy bym znalazła). Dobrze, że moi chłopcy potrafią korzystać z uroków beztroskiego dzieciństwa.


 TELEWIZJA
 Nigdy nie zapomnę rytuału godziny 19-tej. Wszyscy wiedzieli, że jest dobranocka. Każdy był już po kolacji, w piżamce, wykąpany. Bez tchu, z rozdziawioną mordką wpatrzeni w kolorowy ( bądź też nie) ekran przez około 25 minut oglądaliśmy "Smerfy", " Misia Uszatka", "Reksia" czy też"Bolka i Lolka". Kolejnym dniem, na który się czekało była niedziela, a dokładniej niedzielny poranek. W każdym domu rozbrzmiewał głos koguta obwieszczający rozpoczęcie "Teleranka". Niezapomniane programy to również 5-10-15, Tik-Tak czy Tęczowy Music Box.



Pełna gama programów, bajek, filmów, czy nawet kanałów zalewa nasze dzieci. Z jednej strony mamy, co wybierać, ale z drugiej ile razy przełączając z kanału na kanał słyszeliśmy, że to nudne a tamto głupie. Na uwagę według mnie zasługuje jednak pomysł bajek edukacyjnych. Dzieci mogą uczyć się liczyć, alfabetu czy też codziennie stykają się z tak potrzebnymi w dzisiejszych czasach językami obcymi.
Dobrze, tu mogę postawić remis :D :D :D


Czy wydaje mi się, że żyliśmy w lepszych czasach, czy rzeczywiście tak jest? Długo nad tym myślałam, próbowałam przechylić szalę na jedną stronę. Nie udało się. Myślę, że czasy są bardzo podobne, tylko my jesteśmy nieco inni. O ile chwali się postęp technologii, o tyle nadopiekuńczości i bezpodstawnego zabraniania wszystkiego, już nie. Ludzie, opanujmy się, pozwólmy się dzieciom wybrudzić, posiedzieć z kolegami bez telefonu komórkowego przy tyłku, spróbowanie trzech rodzajów lizaków!!!! Pozwólmy mieć im takie same fajne wspomnienia, jak i my mamy. Niech ich świat będzie również kolorowy, ale od zabaw z rówieśnikami, a nie od gier na konsoli.




środa, 4 listopada 2015

Nie-perfekcyjna mamuśka a bezstresowe wychowanie

Pamiętam, jak dziś, swój idealny, wyimaginowany obraz dorosłości, mojej własnej rodziny. Zawsze była tam harmonia przepełniona miłością, zrozumieniem i spokojem. Obok mnie był MĄŻ, ten idealny, szanujący mnie i kochający nasze dzieci. Dzieci, no właśnie - one były jeszcze bardziej idealne niż cały ten obraz. Nie było pyskowania, płaczu, chęci żądzenia, rywalizacji. Co za cudny obraz. Tak więc zostańmy przy tym wychowaniu.




Wypruwam sobie żyły, mój mózg rozpala się do czerwoności, czytam wszystkie możliwe poradniki na temat bezstresowego wychowania dzieci, nie biję i co?? Daleko mi do perfekcyjnej matki a moim dzieciom do tych książkowych. Ciągle jednak bezstresowe wychowanie to mój niedościgniony wzór.




A może kary i nagrody?? 





Stosowałam metodę kar i nagród. Nawet zaczęło się sprawdzać i dzieci nieco poprawiły swoje zachowanie. I nagle wpadł mi w ręce artykuł pewnej pani psycholog dziecięcej, że metodą ta jest zupełnie do bani, bo należy stosować jedynie metodę nagród ( 😆😖😡😓😒)!!!!!!

Tylko nagrody??? 

No to zmieniamy. Od tamtej pory stosujemy tylko nagrody. Chyba najbardziej z tego cieszą się chłopcy. Po krótkim przemyśleniu dochodzę do wniosku, że metoda ta jest również o dupę rozbić, bo skoro jeden nie dostaje nagrody, to automatycznie jest to dla niego kara!!!

Czyli same bzdety. Ale skoro nic innego, mądrzejszego nie wypadło mi w ręce, to dalej stosujemy metodę kar i nagród.

Może jednak stawianie dzieci na równi z nami??

Aż tu pewnego dnia oglądam sobie telewizję i słucham wywodu jednego "znawcy" dziecięcego wychowania i dowiaduję się, że dzieci należy traktować na równi z sobą, żeby czuły się ważne i szanowane, wtedy bezstresowe wychowanie będzie szło, jak z płatka.
Nie zastanawiając się nad niczym, zaczynam siąść się do porad "uczonego".
Gdzieś tam wyszperałam i ze trzy razy przeczytać musiałam, że "uczony" dzieci swoich nawet nie posiada, ale znawcą nazywać się śmie. Myślałam, że największą wiedzę czerpie się z własnego doświadczenia,ale chyba się myliłam.

Nie będę mówić, co z tego wyszło. Dzieci czuły, że mogą w domu więcej aniżeli ja. Do kosza z tą metodą!!! Idioctwo !!!.

Nie bić? Dzieciństwo bez klapsa??

Najważniejsze to nie bić. Tak, tu się zgodzę, tylko jaka jest definicja bicia?? Każdy pewnie, podobnie jak i rację, ma swoją. Przyznam z ręką na sercu, że w przeszłości zdarzyło mi się dać dziecku klapsa. I o ile wszyscy dookoła przekonywali mnie, że nic złego się nie stało, że dzieci nie krzywdzę, to jednak czułam się z tym źle. To ja przez kolejny tydzień nie potrafiłam zasnąć, a w nocy budziły mnie wyrzuty. Bo przecież jakie ta kara cielesna miała skutek, jak wyglądało to z punktu widzenia dziecka??
Dla mnie przegrywałam wtedy na całej linii. Dziecko nie może się bronić, nie może oddać, czuje poniżenie. Tak więc, pomimo reakcji wielu znajomych, że tylko taki sposób wychowania chłopców jest w stanie zmusić ich do odpowiedniego zachowania - bez nacisku, samowolnie, po przemyśleniu, zrezygnowałam z tego.  W tym momencie byłam z siebie cholernie dumna!!!



Jedno słowo - konsekwencja......



Dobra, przyznam się na koniec. Konsekwencja. Tak, to jest to, czego mi cholernie brakuje. To konsekwencji za cholerę nie potrafię się nauczyć. Jestem niemalże pewna, że przez brak konsekwencji, miewam upadki wychowawcze. Codziennie z tym walczę, uczę się na nowo. Chłopcy natomiast są moimi najlepszymi nauczycielami, którzy codziennie testują, jak daleko mogą się posunąć. Może gdybym doszła do tego wniosku wcześniej, to na dzień dzisiejszy byłabym na końcu drogi wyrabiania u chłopców dobrych zachowań, ale człowiek uczy się na błędach, a ja nawet na trzech :)
Moim największym marzeniem jest nauczyć się NIE krzyczeć i znaleźć złoty środek wychowawczy...czy to za dużo?


Najważniejsze, że nie biję i bić nie będę!!!!

 

Pierwsza pomoc - bezcenna wiedza

Temat nudny, wałkowany od wieków, monotonny, bez nowinek. Postanowiłam jednak jeszcze raz napisać o tym, bo warto, choćby miało to pomóc tylko, lub AŻ, jednej osobie. Może się przypadkiem okazać, że nauczenie dzieci pierwszej pomocy oraz, co najważniejsze, chęci jej niesienia, najważniejszą i najlepszą decyzją.




Dom-rodzina-ojciec-matka-dziecko..........
Dom-rodzina-mamuśka-trójka dzieci...

Zarówno w pierwszym, jak i drugim przypadku należy dobrze zadbać o to,by każdy z członków rodziny potrafił sobie poradzić jak najlepiej w przypadku nagłej sytuacji,która wymagać będzie od nas podstawowej wiedzy medycznej. Wiedza oczywiście powinna być dostosowana do wieku dziecka, nastolatka czy osoby dorosłej.

Osobiście chodzi mi o sytuacji w zaciszu domowym, gdzie moje dzieci musiałyby poradzić sobie, kiedy straciłabym przytomność bądź źle się poczuła i poprosiła ich o pomoc. Nie straszę dzieci, nie stresuję, utwierdzam jedynie w przekonaniu, że może to bardzo pomóc, byśmy nadal mogli mieszkać razem a pomaganie komukolwiek jest największą wartością, która należy pielęgnować.

O ile ja, w ramach pracy zawodowej, przechodzę co roku treningi pierwszej pomocy oraz zachowania bezpieczeństwa w nagłych przypadkach, o tyle swoje dzieci muszę już tego nauczyć sama.

Pierwsza pomoc nastolatki

Jeśli chodzi o moją córkę, która skończyła w tym roku 14 lat, to sytuacja była czysta i klarowna. Bez ściemniania, zabaw, owijania w bawełnę mogłam przekazać jej zdobytą wcześniej wiedzę w nadziei, że być może kiedyś będzie musiała ja wykorzystać.
Pamiętajmy, by w tym wieku traktować młodego człowieka, jak dorosłego. Pamiętajmy również, by zaznaczać, że w razie, gdyby sytuacja nie potoczyła się w dobrą stronę, to nie powinni się czuć winnymi zaistniałej sytuacji. Dzieci w tym wieku muszą wiedzieć, że mimo niepowodzenia, będziemy zawsze z nich dumni.

Najważniejsze informacje udzielone i mam nadzieję, że zapamiętane:
*europejski numer ratunkowy - 112
*otworzyć drzwi i krzyknąć po pomoc
*udrożnienie dróg oddechowych
*wyczucie tętna
*przejście do reanimacji
*ułożenie w bezpiecznej pozycji
*czekanie na pomoc
*powiadomienie najbliższej rodziny


Pierwsza pomoc 5-cio i 6-cio latka

Tutaj bardzo pomocne okazują się kursy pierwszej pomocy dla dzieci. My przeszliśmy taki kurs kilka lat temu przy użyciu magicznego Misia. Niestety, było to jednorazowe spotkanie, więc i dzieci nie przyjęły wiedzy na zbyt długo.


Przede wszystkim dziecko powinno wiedzieć, jakie są podstawowe numery alarmowe. U nas jest to wyżej wspomniany 112. To nie wszystko. Myślę, że jednak przede wszystkim należy nauczyć dziecko oceny sytuacji, żeby potrafiło określić, w których należy wzywać służby ratunkowe. Drugim ważnym punktem jest nauka, w jaki sposób dziecko powinno wezwać pomoc. U nas jest prosto. Chłopcy znają na pamięć regułkę :
" Hello, my name is Jay/Kevin. We need emergency on ...(tu pada adres)...My mum does not feel well"

Na dzień dzisiejszy, powoli, wdrażam wiedzę, którą ma moja córka. Nie wiem, czy chłopcy byliby w stanie, na chwilę obecną, poradzić sobie z tym, ale pełna nadziei patrzę w przyszłość.

Nikt od dziecka nie będzie oczekiwał wiedzy o historii medycznej mamuśki czy też dokładnego opisu symptomów.

Czy warto? To pytanie nawet nie powinno paść. Oglądałam mnóstwo zapisków rozmów wzywających pomoc dzieciaków z pracownikami centrali.W dużej większości przypadków, dzieci nawet 3-letnie ratowały życie swoim rodzicom. Dzieciaczki znały jedynie podstawowe informacje, schodziły z tematu, nie znały nawet swojego adresu, ale suma summarum ratowały życie.
Nie czekajmy, uczmy dzieci nieś pomoc. Dzięki temu nasz świat będzie bezpieczniejszy a my sami spokojniej będziemy spać.

A my, dorośli, pamiętajmy prostą zasadę
  dorosły 30:2   ------   30 ucisków : 2 wdechy
  dziecko 15:2  ------    15 ucisków : 2 wdechy




piątek, 30 października 2015

X Box - potwór czy przyjaciel rodziców?

Długo, oj długo, dzieci namawiały mnie na zakup tak modnej w ostatnich latach konsoli do gier X Box, zwanej dalej jakże słodkim określeniem "twór". Im dłużej namawiały, tym bardziej się opierałam, bardziej z tym walczyłam. Chyba bardziej ze strachu aniżeli z wydatku, choć i tu trzeba było się zastanowić i przeliczyć budżet domowy dokładniej niż zwykle. Ok, dam radę finansowo, ale czy warto, czy tak naprawdę potrzebny nam ten "twór"? Czy moje dzieci się zmienia? Jeśli tak, to jak bardzo, w który kierunek ta zmiana pójdzie? Czy będzie to miało jakikolwiek, choć w minimalnym stopniu aspekt edukacyjny??
Dobrze, kupimy. Niech się cieszą. Zobaczymy, co będzie. W sumie w razie braku kontroli zawsze mogę przetransportować konsolę do pokoju starszej córki.

Także stało się, mamy X Boxa 360 - jako jedni z ostatnich, ale jednak!

GRY!
To następny etap. Tu przyznaję, poddaje się wiedzy twórców, psychologów dziecięcych i znawców gier. Jeśli gra nie jest przeznaczona  dla moich chłopaków - NIE KUPUJĘ!!! Uważam, że gry są dopasowane do wieku i rozwoju psychicznego dziecka. Osobiście uważam, że w grach, dozwolonych już nawet od 12. lat, jest ogrom przemocy, który następnie kumuluje się w główkach naszych dzieci. Niestety, dzieciaki potrzebują pozbyć się nagromadzonych, w większości, złych emocji i wtedy dochodzi do agresji, w szkole, w domu, na placach zabaw, czy też na sofie, jeszcze podczas grania.
Wtedy chłopaki mają 10 sekund na ogarnięcie się. Jeśli to nie pomaga, bezzwłocznie wyłączam grę. Najdłuższa kara to 10 dni!! Kurde, mądralińscy doradzają schowanie "twora" albo tez wytykają kupno.. He, he...skoro już jest, to  w końcu będą musieli się nauczyć na niej grać :P (jestem pełna nadziei :P )

NAUKA
Ciężko to przyznać, tym bardziej, że nie lubię przyznawać się do błędów, i jeszcze ciężej mi przyznać, że czegoś jeszcze od czegoś, bądź kogoś, mogę się jeszcze nauczyć, to owy "twór" najwięcej nauczył chyba mnie samą. Tak, tak, dobrze napisałam - to ja wyciągnęłam z tego "twora" najwięcej wiedzy. Zobaczyłam, że potrafię być konsekwentna i stanowczo czegoś od dzieci wymagać, z różnym skutkiem, ale jednak. No i jeszcze dodatkowo te "kocie oczy", kiedy chłopcy proszą i starają się, by mogli pograć. Ojej, przecież wiem, że to samolubne, ale ja to tak bardzo uwielbiam :)

A chłopcy?? Przyznam, że częściej mi się mordka uśmiecha, kiedy słyszę: "Kevin, ja ci pomogę", "Jay idź za mną, wtedy będzie łatwiej", "Dobra, jesteśmy drużyną", "Uważaj, tam jest niebezpiecznie"

No oczywiście, że dochodzi do sytuacji, kiedy słyszę coś, czego słyszeć bym nie chciała, ale wtedy od razu reaguję i nigdy nie zostawiam ich samych sobie.

PODSUMOWANIE, WNIOSKI
Czy żałuję?? Nie wiem, nie mam zdania. Jestem bardzo zadowolona, że moje dzieci mają nową zabawkę, która potrafi umilić im czas, zastąpić mamę, kiedy jest zajęta, czy też wypełnić czas w oczekiwaniu na powrót mamuśki z pracy. Z drugiej strony nie podoba mi się, że młodszy, w przypływie tej fascynacji czy też przeżywaniu odkrywania nowych poziomów gry, zapomina iść do toalety. Nie lubię, kiedy się do siebie źle odzywają, ale robią to podczas kłótni również bez udziału "twora". Także niech będzie, dopóki "twór" nie zabiera mi dzieci i mamy nad nim kontrolę, to można z niego czerpać pewnego rodzaju przyjemność (też lubię sobie usiąść i pograć, choć kompletnie nie znam się na obsłudze pada lol ).

Najbardziej jednak napawa mnie dumą i radością fakt, że kiedy zaproponuję dzieciom zabawę Lego, malowanie farbami, czy ostatnio kupioną w Polsce grę w chińczyka, to chłopcy bez słowa wyłączają "twora" i czerpią większą radość ze wspólnie spędzonego czasu. Także powtórzę się, dopóki tak będzie wyglądać nasze wspólne egzystowanie z "tworem", to niech sobie tam będzie. Nie przeszkadza mi. Mam swoje dzieci, a "twór" zawsze może okazać się dobrym punktem zaczepienia podczas negocjowania z dziećmi :P Ale ze mnie wredota, wiem :P



wtorek, 22 września 2015

Bez litości i bezczelności!

Oh, tak mi się to nasunęło po kilku ostatnich przejściach... Oczywiście są to wyjątki, ale bardzo głęboko zapadły mi w pamięci. Zapewne każdy z nas miał kiedyś sytuacje, kiedy otworzył szeroko oczy i stwierdził, że to wszystko,co się właśnie stało, to jakaś pomyłka, nie powinna mieć miejsca, a już na pewno nie w naszym życiu.

Pomocy, owszem, potrzebuje (teraz już tylko czasami - hip hip hura!!!! ), ale litości żadnej. Często jednak się z nią spotykam, no bo przecież musi być żal takiej życiowej niezdary jak ja  :/
Niestety coraz częściej, po kilkusekundowym przemyśleniu, dochodzę do wniosku, że mam do czynienia nie tylko z litością, ale bezczelnością z górnej półki.

Nie wymieniając imion, czy dokładnych zdarzeń postaram się podać kilka przykładów bezczelnej litości z życia mojego więtych..

Zaproszenie na urodziny
Zawsze cieszę się, kiedy moje dzieci dostają zaproszenie na urodziny do swoich kolegów, koleżanek, znajomych z klasy. Czuję wtedy, że odnalazły się w swej samodzielności i potrafią zawrzeć bliskie kontakty ze swoimi rówieśnikami. Problem pojawia się, kiedy na przykład....dostajemy zaproszenie na urodzinki od osób, które lubimy, a oni bez skrupułów obwieszczają, że bardzo by się cieszyli, gdybyśmy przyszli,bo brakuje im dzieci, żeby zamówić urodziny w małpim gaju... (!!!!!!!)
No nie wiem, ręce opadają...po prostu.

Wspólne wypady
Najlepsze wspomnienia ma się ze wspólnych wypadów ze znajomymi bądź rodziną, gdzie dzieci mogą się bez przeszkód ze sobą integrować i rysować cudowne obrazy wspomnień, którymi kiedyś będą dzielić się ze swoimi pociechami. Serce szybciej bije, ciężej przełykasz ślinę na wiadomość, że Twoi dobrzy znajomi właśnie wrócili ze wspólnej wycieczki, gdzie dzieci świetnie się bawiły, tylko jakimś trafem zapomnieli o Tobie i Twoich dzieciach. Tłumaczenie zawsze pierwsza klasa - aaa,bo Ty pracujesz, masz trójkę dzieci, to za dużo, tak wyszło spontanicznie.....(!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!)
No tak, dzieci urodziłam wczoraj, pracuje 24h/dobę no a jeśli już spontanicznie, to już w ogóle rozumiem - brak telefonu, internetu... Hahaha, śmieję się już, bo płakać szkoda.

Imprezy, festyny
O! Tu już jest nieopisane pole do popisu dla inteligentnych inaczej. O ile do głupich pytań (czy dasz radę przyjść z dziećmi? ogarniecie się? dasz radę coś przygotować? ) zdążyłam się już przyzwyczaić,o tyle do głupich komentarzy jeszcze nie. Nie potrzebujemy specjalnych zaproszeń,specjalnego traktowania tylko dlatego,że jesteśmy rodziną 1+3. Każde imprezy czy festyny spędzamy razem, bez względu czy ktoś jest zadowolony czy nie. 

Czy jest mi przykro? W pewnym sensie tak. Wolałabym, gdyby otaczali mnie ludzie myślący, z przepełnionymi miłością sercami, szczerzy, piękni w swej prostocie. 
Jest zaproszenie, to się bardzo cieszymy, ale jeśli go nie ma, to też w depresję nie wpadniemy. Moja rodzinka dobrze czuje się we własnym towarzystwie i potrafimy zagospodarować sobie każdą minutę nam daną.
 Nie czujcie się w obowiązku zapraszać nas do siebie czy też snuć jakieś intrygi,tylko dlatego, że jestem samotną matką z trójką dzieci i jest Wam mnie żal. Nie warto, ja i tak wszystko wiem, a na sercu robi się gorzej i efekt końcowy jest gorszy od zamierzonego.

czwartek, 6 sierpnia 2015

Absurdy zaściankowego myślenia...

Dzień, w którym na świat przychodziły moje dzieci, okazywały się najpiękniejszymi dniami mojego życia. Wiele nadziei poukładanych w ich przyszłości, jeszcze więcej oczekiwanej radości.

Samotna matką zostawiam w trudnym okresie mojego życia - dzieci były małe, także i praca musiała poczekać. Do tego wszystkiego życie dalej toczyło się swoim biegiem i nie zamierzało się zatrzymać, pomimo, że momentami z całych sił , że chcę wysiadać. I tu się okazało, że kupując bilet e jedną stronę nie mogę, po prostu NIE. I tu się zgadzam, to jest jedyna rzecz, której o po prostu zrobić nie mogę, jako samotna matka, Matka.

A żeby nie było aż tak prosto i różowo to przez. 14 lat mówi macierzyństwa dowiedziałam się o wielu sprawach, które dla mnie, jako samotnej matki, podwójny przestać istnieć w chwilą natychmiastową, bez odwołania. Oczywiście buntuję się, i to nie dla samej satysfakcji, ale dlatego, ze żyję, oddycham, myślę, jestem wciąż kobietą i mam do tego piękne prawo.

Specjalnie w jedność absurdy, które zdołałam usłyszeć i zapamiętać piszesz ten okres 14 lat.

1. Twoja edukacja skończyła się na porodówce.
Tak, tak, już nie masz prawa by skończyć studia, by podjąć kolejny kierunek czy zapisać się na dodatkowy kurs. Teraz edukacja Twoja ograniczona jest do czterech ścian i poniżej metrowego bobasa.

2. Jeśli już musisz pić to wszystko bez zawartości alkoholu
 Oh, teraźniejsze mamy nie mają łatwo. Za to gama napoi bezalkoholowych może przywrócić o zawrót głowy. Także spokojnie, nie uschniesz z pragnienia. Także pamiętaj - jeśli już zdarzyło Ci się urodzić, nie pij!

3. Nowy chłopak? Kolega?
Nawet nie myśl, by przypadkiem spotkać się z osobnikiem płci przeciwnej. Że niby co, dziadek z dziećmi a Ty swój tyłek sadzasz jakiemuś gościowi na kolanach w parku?? Absolutnie nie do pomyślenia i nie do zrealizowania. Jesteś samotną matką, dzieci to Twój cel. Facet to tylko "zapłodnieniowy epizod".

4.A może tak sex??
Ha, ha, ha, ha. Mało Ci dzieci??? DO końca życia w celibacie. Błona dziewicza odrośnie. A gdybyś przypadkiem wypięła się jakiemuś mężczyźnie...fuj!

5. Życie ..
To też można ograniczyć, albo spotykać się jedynie w momencie, kiedy dzieci są w szkole. No bo niby przecież jak inaczej. Kiedy dzieci są w domu, Ty zapominasz o całym świecie. Wszystko przestaje dla Ciebie istnieć a na pewno już koleżanki, kawki i spotkania na mieście.

6.Hobby
A co to jest??? Aaaa, to jest Twoje zainteresowanie, które rozwijałaś przed zajściem w ciążę. Teraz już tylko dzieci. No dobra, jak już dorosną to możesz sobie pozwolić na chwilę przyjemności i realizować swoje zainteresowania, jeśli Ci zdrowie dopisze oczywiście, albo w międzyczasie na świecie nie pojawią się wnuki, które będziesz musiała doglądać.

7.Portale społecznościowe
Jak najbardziej masz przyzwolenie do posiadania konta na takich portalach. Oczywiście jeśli pokażesz kawałek swojego ciała, albo zrobisz sobie selfie na plaży bez wianuszka dzieciaczków, no to już będzie naruszenie zasad dobrego prowadzenia się samotnej matki. Zdjęcia z dziećmi w łóżku, w kuchni, z mopem czy też z praniem - jak najbardziej wskazane.

8.Because I'm happy
No wiadome to. Nie narzekaj. Zawsze bądź uśmiechnięta. Nie narzekaj, przypomnę. Przecież wiedziałaś, co Cię czeka. Przecież każdy dzień to dzień niczym z bajki kartka wyrwana. No proszę Cię, nie narzekaj. Nie wypada. Trzeba było wcześniej myśleć.

To już nawet nie jest śmieszne. Ludzie żyją w czasach średniowiecznych. Całe szczęście wiele osób powiela mój tok myślenia i już niewalczę z zaściankowym rozumowaniem w samotności.

MATKA SZCZĘŚLIWA ========== DZIECKO SZCZĘŚLIWE

niedziela, 2 sierpnia 2015

Samolubna jestem, czyli pozytywny aspekt bycia samotną matką...

Niedzielny poranek. Dzieci smacznie śpią. Piękny obrazek. Po obchodzie po pokojach usiadłam wygodnie na kanapie w salonie i doszłam do genialnego wniosku. Bycie samotną mamuśką to dla mnie pozytywny aspekt życie - zdecydowanie. Wiem, wiem, zaraz ktoś powie, że to bardzo samolubne myślenie, ale co mi tam, to moje myślenie i mam do tego pełne prawo.

Doświadczam tym, że czasem bywa ciężko w pojedynkę. Przez okres tych pięciu lat, i po dwóch nieudanych próbach założenia modelowej rodziny, zdążyłam przekonać się na własnej skórze, czym to się je.Zdaję sobie sprawę z tego, że dziecko powinno mieć ojca, ale przecież czasami jego brak jest mniejszym złem. Czasem brakuje tego taty, ale na dzień dzisiejszy fantastycznie zastępują go wujkowie i cudowny dziadek. Nie zarzekam się, że tak będzie do końca, bo kiedyś może spotkam tego odpowiedzialnego faceta, z którym będę chciała dzielić się i dziećmi :P Na razie jednak od kilku lat odpoczywam psychicznie a nie widać, by moje dzieci doświadczały jakichś efektów ubocznych zaistniałego stanu.

Co sprawia mi największą satysfakcję i napawa mnie dumą, jak pawia?? Fakt, że moje dzieciaczki rozwijają się superancko,że są inteligentne, nie mają problemów w szkole. A to wszystko dzięki MNIE! To JA ich wszystkiego nauczyłam - pokazałam, jak się pisze literki, jak się jeździ na rowerze (córkę nauczyłam samodzielnie od A do Z, synowie podłapali szybko i sami sobie byli nauczycielami) czy kopania w piłkę. To ja z nimi układam Lego, bawię się w piratów, złodziei i policjantów (już mi nie przeszkadza, że zawsze przypada mi rola czarnego charakteru).  To ode mnie wiedzą, co to jest miłość, szacunek, przyjaźń. To ze MNĄ poznają świat, przechodzą przez życie.

Kiedy jest im źle, kiedy mają swoje problemy, kiedy przeżywają radości i rozterki życiowe,przychodzą do mnie. Jestem dla nich pocieszycielką, przyjaciółką, ochroniarzem czy osobistym psychologiem. To do MNIE mogą się wtulić, razem płaczemy, razem się śmiejemy.  

Absolutnie nie przeszkadza mi, ze na Dzień Ojca maluję sobie wąsy kredką do oczu. Że odbieram kartki z życzeniami na dzień ojca i układam je na równi, na półeczce, z kartkami na dzień matki. Dzielnie znoszę uszczypliwe pytania znajomych/nieznajomych.

Ciężko jest, kiedy chcesz dzieciom zapewnić "dom rodzinny", taki na własność, taki nasz, tylko nasz. Jednak i tu znajduję trochę pozytywizmu...Sama zrobię wszystko, by im to zapewnić. Z nadzieją patrzymy w przyszłość. A dzieciaczki tylko mnie do tego bardziej motywują. Codziennie, dzięki moim dzieciom, odkrywam w sobie nowe pokłady niespożytej energii.

A wiecie co jest najlepsze?? Nie muszę się tą satysfakcją, dumą i rezultatami mojej ciężkiej pracy dzielić z nikim. Nikogo o nic nei muszę się pytać. Sama podejmuje decyzje i to jest tylko i wyłącznie mój życiowy sukces. Tego nikt mi nie odbierze. A i w moich dzieciach, do końca życia, taki obrazek pozostanie w pamięci. Dla nich to ja będę wzorem do naśladowania, dowodem prawdziwej miłości i wytrwałości. Czy to dobrze? Jestem przekonana, że tak, a sama zrobię wszystko, by tak było.W przeciwnym razie nie wylewałabym siódmych potów i, nie mówiąc nic, nadal siedziałabym cicho w toksycznych związkach.

To szczera, święta i stara prawda, że MIŁOŚĆ do dzieci może zdziałać cuda!!!